Pasterka w naszym kościele może zaczynać się pół godziny przed północą, bowiem o tej porze przychodzą ostatni uczestnicy, a wszyscy idą jak najwcześniej, by zająć miejsce siedzące. Wpół do dwunastej kościół jest już nabity, niezajęte są tylko pierwsze ławki zarezerwowane dla ministrantów i wtedy widać, kto przychodzi do kościoła dwa razy do roku: zasiada na tym wolnym miejscu, zadowolony, że na niego czekało…
Siedzimy i czekamy na pierwsze dźwięki Wśród nocnej ciszy…. Zwykle ktoś ze wspólnoty zaczyna grać na skrzypcach, kiedyś nie uściślono, czy ksiądz rozpoczyna, gdy zamilkną skrzypce, czy odwrotnie i Małgosia Kwiecień (obecnie Gołofit) wykonała kilkanaście wariacji na motywach tej dostojnej starej melodii. Szkoda tylko, że teraz nie słyszymy jej po raz pierwszy dokładnie w Noc Bożego Narodzenia, osłuchała się na licznych przedświątecznych opłatkach i jako brzęczące tło muzyczne w sklepach. Nie tak to kiedyś bywało – człowiek cały rok czekał, żeby to usłyszeć.
W Poniatowej kiedyś tak bywało, że na pasterkę trzeba było iść do Kraczewic, a najwięcej mieszkańców wyjeżdżało do swoich rodzinnych miejscowości, do wiejskich domów i kościołów. Pierwsza pasterka w naszym mieście została odprawiona w 1980 roku. Było to w tej szopie, ustawionej na placu budowy, wzdłuż obecnego ogrodzenia. Szopa była ciasna, niska, przy prowizorycznym ołtarzu zrobiliśmy niewielki żłóbek. Postacie były wycięte z tektury i ubrane w szaty z gałganków, a owce wycięliśmy ze starego kożucha. W następnym roku ksiądz proboszcz Kozłowicz kupił prawdziwe figurki, pasterka odprawiała się w dolnym kościele i mnóstwo ludzi stało na dworze.
Najsmutniejsza była w 1988, trzy dni po pogrzebie Księdza Proboszcza. W latach 90, kiedy mieliśmy nawet 5-7 kleryków w seminarium, ubranie choinek i przygotowanie szopki należało do nich, potem ten zaszczyt przejął KSM. Co roku przychodzimy z ciekawością, jak będzie tym razem? (zl)